Zaczęło już zmierzchać nad Łabą, gdy dzwony
drezdeńskiej Katedry Świętej Trójcy ogłosiły rozpoczęcie uroczystej Mszy
św. z okazji 65-tych urodzin JKW Aleksandra margrabiego Miśni i
księcia Saksonii. Wierni zaczęli gromadzić się w dawnym Kościele
Dworskim już od godz. 17:30, w tym duża grupa gości Jubilata w
pierwszych rzędach, zarezerwowanych specjalnie na tą okazję. Donośne
dźwięki organów wywołały złudzenie jakby zatrzęsły murami kościoła;
zresztą i potem muzyka oraz światło licznych żyrandoli, zawieszonych
między łukami wokół nawy głównej, sprawiały wrażenie jak gdyby kolumny
tańczyły… Świątynia była wypełniona już w pełni, kiedy biskup diecezji
drezdeńsko-miśnieńskiej Heinrich Timmerevers rozpoczął koncelebrowanie
Mszy św. – jak się okazało po chwili – odprawianej w językach niemieckim
i hiszpańskim dzięki asyście dwóch innych duchownych, w tym przybyłego
specjalnie na tą okoliczność z Meksyku.
Księciu towarzyszyła małżonka JKW Gizela z bawarskich
Wittelsbachów oraz czwórka ich dzieci: Jerzy, Maurycy, Klemens i Teresita. Obecni byli obaj bracia margrabiego Miśni, książęta
sasko-gessapscy Fryderyk Wilhelm i Karol August z rodziną oraz
rodzeństwo księżnej z małżonkami – na czele z nestorką dynastii –
JCiKW księżną-wdową Bawarii Teresą z Habsburgów-Lotaryńskich (linii
toskańskiej). Wśród gości można było rozpoznać wuja Jubilata, JCiKW arcyksięcia Michała Habsburga-Lotaryńskiego (linii węgierskiej),
będącego ambasadorem Zakonu Maltańskiego na Węgrzech, a także kuzynkę
Jubilata, JW księżniczkę Irenę z Meklemburgów – siostrzenicę pierwszego,
który jest synem najmłodszej córki ostatniego króla Saksonii Fryderyka
Augusta III (zm. 1932 w Szczodrem pod Wrocławiem). Reprezentowana była saksońska szlachta; poza tym
dominowali przedstawiciele miejscowych elit (politycznej, naukowej,
kulturalnej i biznesowej), na tle których wyróżniali się ponadto goście
przybyli z obu Ameryk.
Wraz z zakończeniem Mszy św. Jubilat zaczął witać się z
zaproszonymi i odbierać życzenia, w związku z czym ustawiła się przed
nim długa kolejka, sięgająca do połowy świątyni (w kierunku ołtarza
głównego). Godna odnotowania jest bezpośredniość i serdeczność, z jaką
witał się książę Aleksander ze swoimi gośćmi, jak również płynność w
przechodzeniu z języka niemieckiego na hiszpański lub angielski. W
pewnym momencie można było usłyszeć nawet polskie „dzień dobry” (i to
bez obcego akcentu!)… Margrabina Miśni witała się z zaproszonymi może
mniej wylewnie acz z wielką uprzejmością. Po przywitaniu się ze
wszystkimi książę zachęcił pozostałych do wyjścia z katedry i przejścia
do Pałacu Kurlandzkiego, w którym miał się odbyć uroczysty koktajl.
Po spacerze wzdłuż długiego muru, ozdobionego słynnym Orszakiem
Książęcym, a także po minięciu ewangelickiego Kościoła Marii Panny
towarzystwo zaczęło tłoczyć się w sieni rokokowego Pałacu Kurlandzkiego
(dawna własność polskiego królewicza Karola Krystiana i jego żony
Franciszki z Krasińskich), za którą wąski korytarz wzdłuż kuchni
prowadził do stylowych pomieszczeń Restauracji Kastenmeiers, będącej
miejscem rautu. Początkowe uczucie ścisku zostało szybko złagodzone
przez działanie zimnego szampana, który był serwowany przy wejściu, jak
również radość z miłych spotkań w gronie krewnych i z dawna
niewidzianych znajomych (łącznie około 250 osób), wśród których krążył
Jubilat, próbujący porozmawiać choćby przez chwilę z każdym z
zaproszonych. Dominowały języki niemiecki i hiszpański, aczkolwiek wiele
osób przyznawało, że najbardziej uniwersalny jest angielski, dzięki
któremu wszyscy mogli porozumieć się ze sobą.
Minęło sporo czasu nim księstwo wraz z dziećmi zebrali się pośrodku
głównej sali (gdzie równocześnie pojawił się mikrofon) celem oficjalnego
otwarcia przyjęcia. Laudację na cześć margrabiego Miśni, przerywaną
wybuchami radości towarzystwa, wygłosił po niemiecku jego najmłodszy
syn, Klemens. Książę Aleksander przemówił po angielsku i hiszpańsku,
dziękując gościom przybyłym z odległych miejsc (łącznie z czternastu
krajów), w tym z Chile, Kolumbii, Meksyku i Stanów Zjednoczonych Ameryki
Północnej. Na zakończenie został przedstawiony jedyny gość z Polski,
który przemówił po angielsku. Przedstawił się jako członek Związku
Szlachty Polskiej. Wspomniał, że w tym roku przypada 100 rocznica
odzyskania przez Polskę niepodległości oraz że Polacy nigdy nie
zapomnieli związków łączących dynastię Wettynów i polski naród. Na
koniec zaś przekazał Jubilatowi najlepsze życzenia od polskiej szlachty
oraz wręczył prezent w postaci kilku publikacji i oprawionego w szeroką
ramę (w kolorze orzecha ze złotym obramowaniem wewnątrz) wizerunku
czegoś, co było skryte pod połyskującą wstążką… Książę zrobił zabawną
minę w związku z dość dużą wagą podarku. Razem z małżonką zaczął
zaglądać pod kokardę, aby sprawdzić, co kryje się pod wstążką. Wreszcie
po chwili zapytał, jak się mówi po polsku „dziękuję”, co – po uzyskaniu
podpowiedzi od gościa – z uśmiechem powtórzył wobec zgromadzonych. Po
tym punkcie kulminacyjnym nastąpiły dalsze rozmowy towarzyskie,
częstokroć po angielsku, a także rozpoczęła się konsumpcja podanych dań
i napojów.
Następnego dnia z rana już o wiele mniejsza grupa
gości zebrała się w zamku Zwinger, gdzie książę Aleksander przedstawił
obecnym dr Julię Weber – dyrektor wystawy porcelany, która oprowadziła
przybyłych po ekspozycji, znajdującej się pod jej opieką, opowiadając
barwnie o historii tej kolekcji jak również samego obiektu. W pewnym
momencie przewodniczka grupy przypomniała o uroczystościach ślubnych
następcy tronu elektoratu Saksonii, Fryderyka Augusta (późniejszego
króla Augusta III Sasa) z arcyksiężniczką Marią Józefą z Habsburgów,
które trwały trzy tygodnie, co spotkało się z komentarzem księcia, że
chętnie zorganizuje wesele swojego syna w tym samym miejscu, na który
księżna odpowiedziała jedynie wiele mówiącym uśmiechem… Z kolei pod
koniec zwiedzania margrabia Miśni przypomniał, że dawno temu ktoś
zapytał go, jak to możliwe, że mała Saksonia posiada tak bogate zbiory
muzealne?... Na co od razu przywołał udzieloną przez siebie odpowiedź,
zgodnie z którą władcy Saksonii woleli inwestować w sztukę niż w
podbijanie sąsiednich terytoriów, ponieważ w pewnym momencie zrozumieli,
że to najszlachetniejsza droga do wielkości, a przy tym jedyna droga do
pokoju w mocno zróżnicowanym wewnętrznie obszarze ich władztwa. Książę
dodał: Wszystkie te dzieła sztuki
potwierdzają wyjątkową filozofię i politykę moich przodków jako
kolekcjonerów sztuki, dając ludziom szansę podziwiania i poznawania
piękna stworzonego przez różnych artystów.
Na zakończenie zwiedzania margrabia Miśni zaprosił
obecnych na lunch, który miał
miejsce w restauracji Hotelu Kempinski, w Pałacu Taschenberg (dawna
rezydencja następców tronu Saksonii), na przeciwko Zamku
Rezydencjonalnego elektorów Saksonii, w którym wzięły udział także
dzieci książęcej pary. Był to już ostatni punkt programu urodzinowego,
podczas którego można było podzielić się wrażeniami z dwóch ostatnich
dni. Oboje księstwo byli bardzo uprzejmi. Wyraźnie było widać, że
członków rodziny Jubilata łączą silne więzy emocjonalne. W prywatnej
rozmowie książę Aleksander potwierdził, że kilka razy do roku przyjeżdża
do Niemiec, Austrii i Szwajcarii, gdzie ma wielu krewnych. Księżna
Gizela przyznała, że bardzo lubi zwiedzać oraz że kilka lat temu wraz z
rodziną była w Krakowie a także że chętnie zobaczyłby jeszcze Warszawę i
inne miejsca w Polsce… Zaproszenie do odwiedzenia naszego kraju oboje
księstwo przyjęli z nieskrywaną sympatią.
(uczestnik
przedstawionych wydarzeń)
|